Nie wszyscy kochają reklamy. Kilku znanym osobistościom marketingu zadałem pytanie o Naomi Klein i „No logo”, ruchy alterglobalistyczne i generalnie różne nurty krytycznie odnoszące się do marketingu. Patrzyli na mnie, nie do końca chyba wiedząc, o co mi chodzi, po czym mówili coś o naiwności młodych ludzi. Uważam, że te ruchy mają pewien wpływ na część współczesnych konsumentów. Jakie jest Twoje zdanie?
Moim zdaniem Naomi Klein sama stała się marką. Ciekawe, prawda? Sama myśli o sobie jako o marce, pozycjonuje się i odpowiednio wycenia. Większość technik, jakimi się posługuje, to tak naprawdę brand marketing. Również marki własne oraz marki no name, jak na przykład Loblaw z Kanady, stały się swoiście pojmowanymi markami. To tak na marginesie.Co do Twojego pytania – myślę, że cała ta dyskusja sprowadza się do kwestii, jaki jest cel istnienia marek niezależnie od tego, czy mają one nazwy, czy też nie, czy są „logo”, czy „no logo”. Moim zdaniem rolą marek w dzisiejszym świecie jest uczynić ludzkie życie odrobinę weselszym, odrobinę szczęśliwszym, choć trochę podnieść nas na duchu. Tak, wiem, brzmię teraz jeszcze bardziej naiwnie od Naomi Klein. W pewnych momentach historii marketing nie spełnia tych oczekiwań: czasami problemem jest dostępność, czasami cena lub wartość marki. Niekiedy ludzie oczekują więcej, niż cały marketing może im dać.
Ale ogromne rzesze ludzi mają dziś zaspokojone podstawowe potrzeby życiowe. Jakoś wiążemy koniec z końcem, rozumiemy wiele zjawisk, mamy dostęp do mnóstwa informacji (bo naprawdę mamy!). Jako konsumenci to my mamy władzę, nie producenci czy marki. Możemy więc dokonać wyboru: czy włączymy się w ruch marek takich jak Adidas, Nike, Converse lub Reebok, czy też wybierzemy filozofię no name, która sama w sobie jest takim samym ruchem, jak każda marka.
Świat jest na tyle duży, że zmieści się w nim każda idea. Idee są w porządku. Uważam tylko, że teoria zakładająca wyłącznie jeden rodzaj pragnień jest bardzo arogancka. Powinniśmy mieć na tyle skromności – także na rynku idei – żeby wiedzieć, że to ludzie podejmują ostateczne decyzje. A branża reklamowa powinna umieć ich zachwycić, zainspirować i zabrać ich w miejsce, w którym jeszcze nie byli.
Poza tym to przecież działa prosto: kupuję w Amazonie, bo jest tam największy wybór książek. Ktoś inny – bo jest tam najtaniej albo przesyłka jest najszybsza. Ale gdyby nie marka Amazonu, bałbym się powierzyć mu swoje pieniądze. Gdyby Amazon nie był mocnym brandem, jego model biznesowy okazałby się kompletnym fiaskiem.