
Jakie jest nastawienie do e-mailingu wśród polskich użytkowników Internetu?

Na początku trzeba wprowadzić jedno rozróżnienie, które pomoże nam zrozumieć, na czym polega specyficzna ambiwalencja uczuć internautów w odniesieniu do akcji e-mailingowych.
Istnieją dwa rodzaje e-malingu – wysyłki reklamowe, inaczej nazywane akwizycyjnymi, oraz newslettery. Wysyłką reklamową nazywamy taki e-mail, który ma na celu wypromowanie danego produktu lub usługi. Może być wysłany zarówno do adresatów z bazy własnej, jaki i tych z bazy zewnętrznej, do której wysyłka po prostu została zakupiona. Newslettery natomiast to cykliczne, regularnie wysyłane biuletyny informacyjne, dystrybuowane przez właścicieli baz do swoich prenumeratorów. Aby otrzymywać newsletter, w świetle prawa polskiego odbiorca musi wyrazić na to zgodę. Tylko w ten sposób może znaleźć się w bazie e-mailingowej wybranego portalu, serwisu czy po prostu firmy chcącej informować go o swoich osiągnięciach.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Wciąż rośnie popularność newsletterów – to po prostu świetny kanał komunikacji między nadawcą a odbiorcą. Jeśli internauta wyraził zgodę na otrzymywanie newsletterów lub sam zapisał się na listę wysyłkową za pomocą formularza na stronie – to oznacza, że chce otrzymywać takie informacje. Wysyłki reklamowe są już jednak znacznie bardziej problematyczne, nawet jeśli są wysyłane przez właścicieli newslettera, na którego prenumeratę się zgodziliśmy. Ma to również swoje źródło w zalewie spamu zagranicznego, który jest tak dokuczliwy i irytujący. Tendencja do wysyłania e-mailingu stricte komercyjnego wyraźnie spada na korzyść newsletterów, które zaczynamy lubić i na które coraz chętniej się zapisujemy