
O jaki bunt chodzi, gdy mówi Pani o jego roli w marketingu – sprzeciw polityczny, społeczny, a może biznesowy?

Marketing jest kreowaniem wartości produktu czy usługi tak, aby stały się one atrakcyjne dla potencjalnych nabywców. Dlatego tak ważne w marketingu są świadomość i rozumienie tego, co gra w duszy nabywcy – konsumenta – człowieka. Jakie są jego potrzeby, marzenia, aspiracje, ale też obszary frustracji, niedosytów czy wręcz niezgody na jakieś kwestie. Jeśli buntuje się konsument, to naturalną konsekwencją jest bunt marek podążających za tym, co ważne w życiu ludzi, do których są kierowane.
Kiedy myślę zatem o buncie w marketingu, to myślę o odzwierciedlonym przez marki buncie przetaczającym się przez różne grupy społeczne. A ponieważ żyjemy w turbulentnych czasach wielu napięć, niepewności i frustracji, to ten bunt może mieć bardzo różne oblicza. Począwszy od niezgody na niewłaściwe z perspektywy konsumenta praktyki stosowane w ramach danej kategorii (np. dosyć powszechna frustracja związana z tym, że jak już podpiszemy umowę z operatorem w sumie czegokolwiek, to stajemy się dla niego niewidzialni i przestaje o nas dbać), a skończywszy na niezgodzie na brak respektowania ważnych dla nas wartości w społeczności, w której żyjemy (np. nierespektowanie praw mniejszości).
Marketing może nawiązywać do wielu obszarów buntu. Granicą sensowności tego będzie granica wpływu i możliwości działania w danym obszarze. Marki nie mają bezpośredniego przełożenia na ustawodawstwo związane z prawami mniejszości, ale ich głos w tej sprawie może mieć wpływ na kształtowanie świadomości i upowszechnianie określonych postaw i wartości. Z wymienionych form sprzeciwu jedynie sprzeciw polityczny pozostaje daleko od obszaru kompetencji i działań marek, dlatego słusznie najczęściej trzymają się one z daleka od podejmowania takich kwestii czy wyrażania opinii w tym obszarze.