
Z 80 miliardów euro, jakie według różnych obliczeń do 2013 roku spłyną do Polski z funduszy europejskich, większość po raz pierwszy wykorzystają samorządy. W tej sytuacji wydaje się, że stworzenie dobrych marek miejskich to kwestia dobrej polityki informacyjnej. No właśnie – „wydaje się”. Co może najbardziej utrudnić budowę silnego wizerunku polskich ośrodków miejskich?

Niestety, pomimo kolejnych lat gospodarki rynkowej, wielu prezydentów i marszałków nie zdaje sobie sprawy z konieczności dbania o wizerunek miast czy regionów, którymi rządzą.
Gdybyśmy przyrównali marketing miast do pola, okazałoby się, że dziewięćdziesiąt pięć procent jego powierzchni wciąż wymaga zaorania. Ta potrzebna orka to edukacja, szczególnie na najwyższym szczeblu: prezydentów miast i marszałków województw. To zresztą nie tylko polski problem. Po zjednoczeniu Niemiec w tereny byłej NRD wpompowano miliardy bez żadnego pomysłu na komunikację społeczną. Infrastruktura uległa znacznej poprawie, a naród jest dalej podzielony. Należało zbudować silne marki wschodnioniemieckich miast – ich brak jest jednym z powodów pustoszenia landów na wschodzie Niemiec.
Jeśli nie zainwestujemy w marketing miejsc, podobnie może być u nas na ścianie wschodniej czy w tzw. słabszych województwach. Dotyczy to zresztą także bogatszych terenów – nazywam to kanibalizacją okolicy przez stolicę (patrz świetnie rozwijający się Wrocław i bardzo długo zaniedbane – choć piękne – województwo dolnośląskie).