Pamiętam jak dziś, a miało to miejsce w zeszłym stuleciu. W jednej z ówcześnie znamienitszych krakowskich agencji reklamowych od czasu do czasu wchodził do naszego pokoju przemiły gość i od progu krzyczał ze z francuska brzmiącym akcentem: „Zapiehdalać! Zapiehdalać!”. Po czym odwracał się na pięcie i wracał do swoich arcyważnych spraw. Tak się wtedy zarządzało projektami.Obecnie możesz przeczytać
Zarejestruj się bezpłatnie, aby otrzymać dostęp do
Obecnie możesz przeczytać
1 artykuł dziennie
Zarejestruj się bezpłatnie, aby otrzymać dostęp do4915 artykułów, newslettera
oraz informacji handlowych m.in. o wydarzeniach branżowych, usługach czy produktach wspierających marketing.
Podobał Ci się artykuł?Wesprzyj naszych redaktorów i dziennikarzy, stawiając dużą czarną. |